"Ondyna" w Teatrze Wielkim w Poznaniu, reż. Uwe Drechsel. Recenzja Jacka Marczyńskiego.
Z czym wchodzimy do Europy? Choćby z przypomnieniem zapomnianego dorobku kulturalnego innych narodów. Tak uczynił Teatr Wielki w Poznaniu, wystawiając "Ondynę" E.T.A. Hoffmanna na inaugurację czwartej edycji festiwalu, którego niemiecki prawnik, kompozytor i pisarz jest patronem. Można także zapytać, dlaczego mamy szczególne powody, by zajmować się tym twórcą. Owszem, że Hoffmann mieszkał i pracował w Poznaniu w pierwszych latach XIX w., tu także znalazł żonę, Polkę. Jest zatem przykładem na to, iż przenikanie kultur następowało już dwieście lat temu. Dziś zaś jako patron poznańskiego festiwalu może stanowić dobry wzór dla wspólnej Europy. Wystawienie najlepszej opery z jego dorobku to lekcja poznawcza dla nas, ale i dla rodaków kompozytora, którzy licznie przybyli na tę premierę, bo "Ondynę" rzadko się obecnie gdziekolwiek wystawia. Warto tę lekcję odrobić, by zrozumieć, czym w istocie był niemiecki romantyzm. Od idealistów samotni