- Sytuacja jest dość schizofreniczna. Teatr, chcąc nie chcąc, wsysa taniec, a taniec chce działać w jego ramach, nie porzucając jednocześnie swoich własnych, dlatego wykonuje ruchy separatystyczne - pisze Anka Herbut w Dwutygodniku.
Taniec bardzo, bardzo nie chce być postrzegany jako jeden z podzbiorów teatru. Dlatego tak alergicznie reaguje na próby definiowania go za pomocą określeń typu "teatr tańca" czy "postteatr", sugerujących, że nie jest wyemancypowaną, dojrzałą gałęzią sztuki, ale do zrozumienia jego tożsamości potrzeba innego, bogatszego i zinstytucjonalizowanego, punktu odniesienia. W całkiem progresywnych magazynach kulturalnych teksty dotyczące tańca, o którym pisze się coraz więcej, tułają się między sztukami wizualnymi i teatrem. Sytuacja jest dość schizofreniczna. Teatr, chcąc nie chcąc, wsysa taniec, a taniec chce działać w jego ramach, nie porzucając jednocześnie swoich własnych, dlatego wykonuje ruchy separatystyczne. Anna Smolar, Małgorzata Wdowik, Magda Szpecht, Krzysztof Garbaczewski, Ewelina Marciniak, Jędrzej Piaskowski, Łukasz Twarkowski czy Weronika Szczawińska od jakiegoś czasu współpracują z choreografami, którzy wcale nie są paniami i p