W czterotomowej Encyklopedii Powszechnej Yukio Mishimę od Heleny Mniszkównej dzieli zaledwie dziewięć stron. Przypadek bez znaczenia. W Teatrze Starym dzieli ich jeszcze mniej - scenografia Krystyny Zachwatowicz. To właściwie nie - mniej. To rozpaczliwie mało. Bezlitosną precyzją języka teatru N porównywano w XV do srebrnej wazy wypełnionej zamarzniętym śniegiem. Dziś, po sześciuset latach, N jest wciąż tym samym - zimną, doskonałą strukturą znaków i rytmów. Te same maski, te same gesty, te same instrumenty, ten sam taniec, w końcu te same opowieści. No tkwi jakby poza czasem, jak poza czas wychylają się wszystkie wielkie ludzkie namiętności, gdy zedrzeć codzienność. Jan Kott nazwał go wielkim dramatycznym ceremoniałem - istoty rzeczy dotyka się tutaj jedynie celebrowaniem teatralnych znaków. Poza literackością, psychologizmem i imitacją rzeczywistości. "Zanim zagram muszę wiele godzin patrzeć na maskę - mówi jeden z aktorów
Tytuł oryginalny
Roztopy
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski Nr 288