"Madama Butterfly" w reż. Janiny Niesobskiej w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Sławomir Pietras w Angorze.
"Madama Butterfly" gra się często i wszędzie. Jest to dzieło tak doskonałe, że nie szkodzi mu nawet zła inscenizacja i marne wykonanie. Publiczność chciwie chłonie tragedię kilkunastoletniej gejszy, płacze nad jej losem, a na końcu ochoczo wiwatuje. Nawet wtedy, gdy protagonistka ma nie lat 15 (jak twierdzi w I akcie), a co najmniej 50, co widać i słychać z najdalszych rzędów. Nic z tych rzeczy w Teatrze Wielkim w Łodzi. Ewa Wezin, wykonująca partię tytułową, jest artystką tak sprawną scenicznie, że karkołomne zadania ruchowe pokonała bez uszczerbku dla strony wokalnej, dysponując pewnym technicznie sopranem, aczkolwiek - jak dla mnie - głosem szklistym i zbyt chłodną interpretacją. Śpiewający Pinkertona wybitny tenor Sylwester Kostecki jest obecnie w szczytowej formie wokalnej. Mimo że - podobnie jak Kiepura z Sosnowca - jest chłopakiem z Łodzi, powinien śpiewać wszędzie tam, gdzie do repertuaru dramatycznego potrzebują solistów z zagranicy,