Wracałam do domu z poczuciem, że za chwilę zapomnę o tym przedstawieniu, że już zapominam. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w środku nocy usiadłam nagle zelektryzowana. Zaczęłam pisać na kartce, po ciemku, szybko - żeby nie zapomnieć. To nocne pisanie nie dotyczyło wcale dowcipu Shawa ostrego jak żyletka, ale przecież wyrafinowanego: trzeba wyrafinowania, żeby z taktem opowiadać dowcipy o tym, jak pierwsi chrześcijanie idą na pożarcie lwów, jak oswajają te lwy oraz okrutnego Cesarza, jak wygrywają życie zamiast umierać męczeńską śmiercią. Nie dotyczyło zjadliwej ironii Shawa, jego piętrzenia paradoksów, odwracania kota ogonem. Nie dotyczyło też wystawy kostiumów z epok wszelakich: od imperialnego Rzymu po imperialną Anglię. Nie dotyczyło nawet lwa granego przez dwójkę tancerzy Polskiego Teatru Tańca, który bawi widownię, otrzymuje najwięcej oklasków i w trakcie spektaklu, i na finał. Broń Boże nie zajęłam się też trudnym
Tytuł oryginalny
Rozsądek kontra tajemnica
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wielkopolska nr 279