Temperatura wokół "Procesu" zaczęła rosnąć już latem. Pojawiła się wtedy informacja, że dzięki nadzwyczajnej współpracy warszawskich teatrów: Nowego, TR, Powszechnego i STUDIO, przy wsparciu miasta stołecznego Warszawy oraz inicjatywie Teatru Polskiego w Podziemiu udało się doprowadzić do rozpoczęcia prób - o przedstawieniu Krystiana Lupy pisze Jan Karow z Nowej Siły Krytycznej.
Nie powinno nazywać się tego wznowieniem, bo to niewątpliwie inne przedstawienie niż to, do którego prace wstrzymano w geście protestu przeciwko wyborowi Cezarego Morawskiego na dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu. Wiadomo to z zamieszczonego w programie "Dziennika Procesu" - autokomentarza Krystiana Lupy do własnej pracy, pisanego z różną częstotliwością od końca stycznia 2016 roku - daje on możliwość wniknięcia w proces twórczy i nie należy go pomijać w myśleniu o "Procesie". Można tam znaleźć część odpowiedzi na pytania rodzące się już w trakcie przedstawienia i które tylko mnożą się za każdym razem, kiedy się do niego wraca. Widać tam również ogrom ambicji, jakie sobie założono, pomysły, z których zrezygnowano i coraz mocniejsze przenikanie otaczającej rzeczywistości do wnętrza siedmiogodzinnego przedstawienia. "Proces" ma formę tryptyku. Części pierwsza i trzecia wiernie podążają za narracją Franza Kafki, najmniej porusza