EN

9.01.2024, 16:39 Wersja do druku

Różowy odcień prawdy

„Puppenhaus. Kuracja” Magdy Fertacz w reż. Jędrzeja Piaskowskiego w TR Warszawa. Pisze Maria Dworzecka w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Magda Hueckel / mat. teatru

Spektaklem „Puppenhaus. Kuracja” z dość dużą odwagą Jędrzej Piaskowski sięga po tę część pamięci o historii II wojny światowej, która była skutecznie wypierana z zakamarków narodowej świadomości. I za tę właśnie odwagę w 2018 roku spektakl nagrodzony został Nagrodą Główną 13. Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@port w Gdyni. Ale czy tytułowa kuracja ma moc wyleczyć z głęboko ukrytych i nieujawnionych traum?

Jeszcze do niedawna nikt nie pochylał się nad okaleczonymi życiorysami więźniarek obozowych puffów, świadczących usługi seksualne w ramach wprowadzonego przez Niemców systemu motywacyjnego „Frauen, Fressen, Freiheit”. Dość powiedzieć, że pierwsza wystawa poświęcona więźniarkom zmuszanym do pracy seksualnej, mamionych fałszywą wizją wyzwolenia, lepszych warunków bytowych i perspektywą przeżycia obozu powstała dopiero na pięć lat przed premierą spektaklu. Lalka (Justyna Wasilewska) oddaje więc najpierw głos pojawiającej się na wizualizacji bohaterce nigdy niewyemitowanego teatru telewizji „Lalka z łóżka 21”, która przeżyła obóz wyłącznie przez to, że była obozową prostytutką, by ta nareszcie mogła głośno i bez wstydu opowiedzieć swoją historię. Pełna infantylności, poruszana jak za pomocą niewidzialnych sznurków, wyrzuca z siebie wspomnienia, próbując wykrzyczeć jedynie sobie znaną prawdę. Sama nadaje interpretację czasu, z którego nie chce pamiętać strachu, głodu i wszechobecnej śmierci. Zamiast tego pamięta pszczoły i miłość. Ale czy ma prawo, by tak „niedobrze” to pamiętać?

Tekst Magdy Fertacz przeniesiony przez Jędrzeja Piaskowskiego na teatralną scenę delikatnie, choć ze stanowczością dotyka tabu. Stawia bardzo niewygodne pytania, odrzucając jednocześnie jedyną dotychczas słuszną interpretację wzniosłości wojennej śmierci i obozowego cierpienia. Czy można tęsknić za pięknym czasem okupacji? Czy kolaboracja jest tylko tym, czym się wydaje? Czy Mały Powstaniec może zakochać się w esesmanie, a niemiecki oficer może być gejem? I czy każdy powinien poczuwać się do obowiązku poświęcenia życia dla ojczyzny?

Egzamin i instrukcje z przeżywania narodowych traum przeprowadza figura aktorki Marii Malickiej (Agnieszka Żulewska), której w konsekwencji oskarżeń o kolaborację odebrano prawo do występowania na stołecznych scenach. Jednak szybko test grania traumy przeradza się w test z bycia prawdziwym Polakiem. A tutaj nie ma miejsca na miłość, lecz na uświęcone cierpienie, zgodne z utrwalonym martyrologicznym wzorcem. Ale czy można komukolwiek dać prawo do moralnej oceny postępowania tych, którzy chcieli najzwyczajniej kochać i żyć? Nadchodzi moment, w którym bohaterowie pod różowym szyldem „Liebe macht frei” mogą niemal bezpiecznie wrócić do obozu i przedstawić swoją indywidualną prawdę. Jest więc Hanka (Sebastian Pawlak), kochająca się w niemieckich lotnikach, jest tęskniący za okupacją Mały Powstaniec (Lech Łotocki) uzbrojony w pluszowy karabin, jest Lalka z obozowego Puppenhaus (Justyna Wasilewska) śpiewająca najpiękniejsze miłosne piosenki chłopców pracujących przy krematoriach. Ludzie, którym w czasie wojny odebrano prawo do decydowania o sobie i swojej miłości. Skrzywdzeni, którzy nie chcieli bohaterstwa, jakiego od nich oczekiwano.

Piaskowski przez ustawienie sceny i przeniesienie publiczności w jej przestrzeń, umożliwia widzom uczestnictwo w tytułowej kuracji. Spektakl i leczenie narodowej (choć zupełnie indywidualnej) traumy wydarza się pomiędzy nimi. Po torach przeprowadzonych pośrodku widowni przesuwa się wagon-trumna z błyszczącą swastyką, prowadzący wprost na stos… gąbek. Abstrakcyjna, dość zabawowa forma, jej, wydawałoby się, nieznośna i niewymuszona lekkość, momentami przyjmująca konwencję oniryczną pozwala twórcom bez szwanku rzucić się w otchłań narodowych tabu.

Przedstawienie bez jakiejkolwiek chronologii przeplata ze sobą indywidualne przeżycia i dramaty. Historie przenikają się wzajemnie, a zespół TR w „Puppenhaus” może dać głos tym, których dotąd słyszeć było niewygodnie. Tym, których historia została przemilczana i stłamszona, jako niepasująca do ogólnej wizji martyrologii narodu. Prawdziwym tabu nie jest seks i intymność, ale to, co za nimi się kryje. Chęć życia na własnych warunkach, rozliczenia i zapamiętania własnej historii według własnych prawd, tak jak tylko skrzywdzeni chcą ją pamiętać. Spektakl Piaskowskiego jest zarazem trudny i pluszowy. Niekoniecznie podważa dotychczas uznane i niesione na sztandarach bohaterstwo, ale na pewno zaczyna wypełniać białe plamy pamięci wojennych traum. Bohaterowie, nareszcie wolni, odpływają jak wieloryby niosące pamięć o przeszłości. Nie ma jednej czarno-białej, czy raczej biało-czerwonej prawdy, do jakiej przywykliśmy. Prawda może być też różowa. Ale to prawda czyni wolnym.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła