- Nie wiem, jakie pojęcie ma poseł o fachu aktora. Najlepiej tekst wchodzi do głowy podczas prób, także tych czytanych i po to m.in. one są. Jeśli chodzi o wspomnianą powściągliwość, to akurat, także z racji stażu, jestem powściągliwy. Ale to chyba raczej kwestia osobowości i nie powinna tego regulować ustawa. Nas, podobnie jak posłów, ocenia widz. I to moim zdaniem wystarczy - mówi Przemysław Czernik, adept w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu.
Andrzej Libich: W myśl ustawy przygotowanej przez PSL na tytuł aktora i etat w teatrze będą mogli liczyć tylko absolwenci szkoły teatralnej. Jeśli ustawa przejdzie, straci Pan pracę...? Przemysław Czernik (aktor adept w Teatrze im. Kochanowskiego): Słyszałem o niej. Moi koledzy z pracy kwitują ustawę krótko: kompletna bzdura. Dzwoniłem też do Związku Artystów Scen Polskich. Dowiedziałem się, że by móc podejść do egzaminu eksternistycznego, mam przepracować jeszcze 1,5 roku. Potrzeba bowiem trzech lat, a już połowę mam za sobą. Póki co jestem zatrudniony w teatrze na etacie. Nawiasem mówiąc: nikt nie wie, o co w tej ustawie chodzi. PSL tłumaczy, że chce iść na rękę środowisku aktorów. Temu z dyplomami oczywiście. Czuje się Pan gorszy od kolegów po szkołach teatralnych? - Nie, nie czuję i chyba nie powinienem. Wielu poszło tą samą drogą. A posłowie wchodzą chyba w kompetencje reżyserów. Jest Pan aktorem? - Wiadomo, że jes