"Mewa" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Adriana Świątek w Śląsku.
Widz nie wchodzi do teatru bezkarnie -jego umysł, zmysł i ciało zostają poddane zabiegowi, jak u dentysty lub chirurga, wieszczył na początku XX wieku Antonin Artaud. Widz, który wszedł do teatru nie wyjdzie z niego wewnętrznie nietknięty! Czy Gabriel Gietzky realizując "Mewę" Czechowa na deskach Teatru Śląskiego sprawił, że widzowie zaczęli krzyczeć, jak tego chciał Artaud? Wątpliwe. Na pewno Gietzky w swoim dialogu z Czechowem przypomniał dwa ważne pytania: o Człowieka Pielgrzyma i o Teatr rozdarty między konwencją a niekonwencjonalnym poszukiwaniem. Na wstępie trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że Gietzky nie formułuje żadnych nowych pytań, lecz prowadzony za rękę przez Czechowa na swój sposób poszukuje na te pytania odpowiedzi. Taka wędrówka i poszukiwanie w obszarze dwóch potężnych zagadnień, jakimi są Człowiek i Teatr wcześniej czy później prowadzi każdego pielgrzyma na rozdroże autentyczności i fałszu. Początek przedstawieni