Pierwsza scena przypomina stylistyką i płaskością obrazu telenowelę. Dobrze ubrany mężczyzna w średnim wieku, dziewczynka o jasnych warkoczykach, w modnej czapeczce - w niewytłumaczalny sposób nieciekawi i nużący poprawnością ubiorów. Historia właściwie jest banalna, zwykły człowiek ma dziecko, które kocha, które traci - nie wiadomo dlaczego i w jaki sposób do tego dochodzi. Dziecko wpada w złe towarzystwo, zostaje wchłonięte przez obcy świat, posługujący się nie do końca zrozumiałym językiem, funkcjonujący według innych reguł. To jeden plan, w spektaklu przedstawiany w konwencji telenoweli: uwidacznia się to w sposobie prowadzenia kamery, w drobiazgowo realistycznej scenografii, pokazującej przeciętne, bezosobowe wnętrza, w grze aktorów. Ślad innego planu wprowadza następna scena, w której pojawia się Brudas (Zbigniew Zapasiewicz). Uchylona zostaje konkretność miejsca i czasu, by odsłonić głębszy wymiar wydarzeń. Z jednej strony posta
Tytuł oryginalny
rozmowa, której nie było
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia nr 40