Urodzony w 1958 roku w Antwerpii JAN FABRE, flamandzki performer, reżyser, rysownik, twórca instalacji i artysta wizualny na każdym kroku podkreśla swoje związki z przeszłością. Założony w Belgii kolektyw teatralny Troubleyn nazwał na cześć Heleny Troubleyn - schizofreniczki, którą poznał w młodości osobiście. Jej urojenia i opowieści o wyimaginowanej córce zaszczepiły mu przekonanie o nieograniczonej mocy ludzkiego umysłu. Jej nazwisko, które w dawnym języku flamandzkim można odczytać "trou bleyn" - "pozostać wiernym" - przyjął za swoje motto.
Tego lata Polska stanie się polem walki dla "wojownika piękna" i grupy teatralnej Troubleyn. To właśnie w Polsce - w 1983 r. w Katowicach - belgijski performer pierwszy raz w życiu poszedł do kościoła. Nie dorwiecie mnie! I tak wam ucieknę! - krzyczy Jan Fabre i kuli się za etruskim sarkofagiem w Galerie Daru w Luwrze. Śledzące go ekipy telewizyjne i przypadkowi widzowie próbują wcisnąć się do tej kryjówki za nim. Fabre opędza się od kamer, zrzuca marynarkę, wciska się w golf, dokleja wąsy, wkłada okulary i perukę. Odmieniony wystrzela nagle z ukrycia i pędzi w stronę posągu Nike z Samotraki z wrzaskiem: "Sztuka trzymała mnie z dala od więzienia! Sztuka trzymała mnie...!". To samo hasło ("Art kept me out of jail") wypisze na każdej z limitowanej serii filiżanek espresso zaprojektowanych specjalnie dla marki Illy. Doda na spodeczku "...i z dala od muzeów". Bieganina i przebieranki w Galerie Daru trwały pięć godzin. Kolekcja gadżetów do kawy ro