"Rejwach" Mikołaja Grynberga w reż. Andrzeja Krakowskiego w Teatrze Żydowskiego w Warszawie. Pisze MP [Marcin Pieszczyk] w tygodniku Wprost.
Teatr Żydowski jest jak człowiek uzależniony od botoksu. Tuż po zastrzyku, którym są dla TŻ koprodukcje, kwitnie spektakularnymi przedstawieniami, aktorzy z zewnątrz podnoszą za uszy aktorów Gołdy Tencer, ciekawi reżyserzy tworzą z ciekawymi scenografami i choreografami światy, o których chce się dyskutować i do których chce się wejść. Niestety, po pewnym czasie botoks przestaje działać i twarz powraca do dawnego wyglądu: usta deformują się, policzki opadają, a powieki niemal zasłaniają oczy, czyli aktorzy grają jak na szkolnej akademii, tłocząc się niepotrzebnie na scenie; scenografia składa się z przypadkowych sprzętów, do których dodano zakupione w Castoramie elementy bhp, a muzyka musi odznaczać się żydowskimi motywami. Efekt? Ze sceny słyszymy ciekawe historie opisane przez Mikołaja Grynberga, niestety nie obchodzą nas one i ani trochę.