PISZĘ tę recenzję bezpośrednio po wyjściu z londyńskiej premiery "Rozdroża": numer ŻYCIA idzie właśnie na maszynę. Nie miałem jeszcze sposobności, aby przeczytać tekst sztuki; obiecuję więc sobie powrócić do pytania, które pasjonowało tylu widzów na premierze - choć jestem przekonany, że chyba żaden z nas, Polaków poza Krajem, na nie nie odpowie: - czemu przypisać niezwykły rezonans tej przede wszystkim sztuki w Polsce? Na to samo pytanie usiłowała odpowiedzieć w zeszłorocznym 17 numerze krakowskiego "Znaku" Stefania Skwarczyńska, lecz odpowiedź, jaką sugeruje: wartości formalne teatru Zawieyskiego i bezkompromisowe opowiedzenie się autora za prawem Ewangelii - nie przekonywa właśnie z powodu grzechów formalnych, grzechów przeciw prawom i perspektywom sceny; które nie mogą nie odbić się na procesie inkarnacji, na procesie wcielenia słowa artysty w ciało teatru. Rozumiem dobrze, że mogą istnieć dzieła, które choć są zbiorem wykrocze
Tytuł oryginalny
Rozdroże miłości
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie nr 10