"Lalka. Najlepsze przed nami" wg Bolesława Prusa w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Adaptacja "Lalki" Bolesława Prusa w Teatrze Powszechnym miała być opowieścią o rozczarowaniu, ale sama stała się rozczarowaniem. Nie pomagają jej asekuracyjne zabiegi, aby potraktować to jako przedstawienie, które oglądają aktorzy grający Stanisława Wokulskiego i Izabelę Łęcką - spektakl tchnie nudą, jest niespójny, czuć brak umiejętności opowiadania. Odstręcza już sam widok sceny zabitej na skrzydłach płytami ze sklejki. To zapowiedź, że będziemy mieli do czynienia z prowizorką. I rzeczywiście - odgrywanie "Lalki" w dziesiątkę na modłę postdramatyczną sprawia, że trudno się rozeznać, z kim mamy na scenie do czynienia. Przede wszystkim jednak brakuje zakotwiczenia w czasie i miejscu - to, że rzecz dzieje się dzisiaj w Powszechnym, niczego nie tłumaczy, bo w odgrywanym spektaklu nie udaje się wytworzyć żadnego pejzażu duchowego: nie ma tu ani Warszawy, ani Paryża, ani aury czasu, o którym tylko się mówi. Scena obiadu u Łęckich zamieni