O spektaklu „Wanda” Joanny Wnuk-Nazarowej w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Operze Krakowskiej pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze dla Wszystkich.
Wanda Joanny Wnuk-Nazarowej na podstawie misterium Cypriana Kamila Norwida to spektakl skupiający swoją uwagę przede wszystkim na charakterystycznym dla romantyków dylemacie, rozdarciu między miłością do ojczyzny a uczuciami wobec ukochanego/ukochanej. Niemożność pogodzenia ze sobą tych dwóch aspektów rodzi tragedię, którą w godzinnym spektaklu obserwujemy na scenie Opery Krakowskiej.
W powszechnym przekonaniu Wanda to ta, „która nie chciała Niemca” przez co rzuciła się w odmęty Wisły. Jednak historia germańskiego wodza Rytygera i polskiej władczyni okazuje się być nieco bardziej skomplikowana. Twórcy przedstawienia zastosowali w Wandzie antyczną zasadę jedności miejsca, czasu i akcji. Ascetyczna (i jednocześnie bardzo „plastyczna”) scenografia pełni zatem rolę wnętrza zamku, barbarzyńskiego obozowiska i pola, na którym dochodzi do złożenia najwyższej ofiary. Skondensowanie wydarzeń do ekspresowo następujących po sobie epizodów z jednej strony daje możliwość utrzymania napięcia, wartkości akcji, z drugiej jednak czuje się „niedosyt dramaturgiczny”. Relacja Wandy i Rytygera w przedstawieniu ogranicza się w zasadzie do krótkiego spotkania w zamku, gdy wódz germański w przebraniu Skalda próbuje zbliżyć się do ukochanej. Tuż po potajemnej schadzce przeskakujemy do finału, gdzie mająca mesjanistyczną wizję Wanda postanawia poświęcić życie dla swojego ludu. A przecież skądinąd wiemy, że decyzja o odebraniu sobie życia przez władczynię musiała być poprzedzona rozterkami graniczącymi z szaleństwem. Wanda i Rytyger byli w sobie zakochani, ich relacja była dużo głębsza, niż jesteśmy w stanie wywnioskować z przebiegu przedstawienia. Kolejnym aspektem, który szkoda że nie został uwypuklony, to bardzo ciekawy problem mesjanizmu jako swego rodzaju szaleństwa – samounicestwienie Wandy spowodowane wizją cierpiącego Chrystusa to gotowy materiał do krytycznej analizy polskiego romantyzmu w ogóle. Wystawienie misterium Norwida w 2023 roku aż prosi się choć o namiastkę dekonstrukcji i rewizji.
Mimo wszystko Wandę jako całość ogląda się bardzo dobrze, a jeszcze lepiej się jej słucha. Pod względem wokalnym spektakl stoi na wysokim poziomie. Podobnie chór, choreografia i kostiumy tworzą aurę mistyczności, czegoś tajemniczego, nie do końca zrozumiałego. Widać dbałość o najmniejsze szczegóły. Z kolei muzykę w Wandzie należy potraktować jak osobną postać – świetnie oddaje nastroje w poszczególnych etapach opowieści, jest niejednoznaczna, momentami zaskakująca. Podsumowując, jest to bardzo ciekawe widowisko, które nie do końca wykorzystało potencjał przedstawianej historii. Bo Wanda w sumie chciała tego Niemca, chciała ale nie mogła...