"Róża jerychońskia" Diany Meheik w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Rafał Turowski na swoim blogu.
Może feministki mnie zbluzgają za spostponowanie dramatu p. Meheik, ale zaryzykuję. Otóż pozwolę sobie postawić tezę, iż "Róża Jerychońska" jest bardzo dobrym spektaklem, powstałym z ważnego i odważnego, ale niestety - kiepskiego tekstu. Patrząc na napisane już recenzje, szczególnie kobiecymi rękami, teza moja (o słabości tekstu, nie o jakości spektaklu) istotnie może być kontrowersyjna. Poznajemy oto młodą Ukrainkę (świetna Agnieszka Więdłocha), pracującą w Libanie jako gosposia i prostytutka, jej pracodawca Anis jest także alfonsem (pełna poświeceń rola Sambora Czarnoty), a jego uzależniona małżonka (rewelacyjna Ewa Wiśniewska) potrzebuje pieniędzy na narkotyki, co zabija w niej tlące się ludzkie wobec Oleny odruchy. Pojawia się w tym świecie także Fady, będący jakby nadzieją na uwolnienie dziewczyny z piekła (istotnie ludzki Krzysztof Wach), ale ostatecznie i na jego pomoc nie można liczyć. Tyle w największym skrócie. Agniesz