SCENA ta miała podobno nosić imię Leona Schillera. I nikt dotąd nie potrafił jasno wytłumaczyć, dlaczego jej tego prawa odmówiono. Nosi długą, nieporęczną i beztreściwą nazwę - Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy. Brzmi to prawie jak przytyk pod adresem innych teatrów stołecznych, że są obliczone na Głowno, Kowno, Dubno i Równe, jak mawia (o czymś zupełnie innym) pan Antoni Słonimski. Otóż teatr ten jest jednym z ostatnich miejsc, gdzie bierze się na serio zasadę kolektywnego kierownictwa. Wielka czwórka kierowników artystycznych! Trzech kierowników literackich - ale jeden ma za to dwa nazwiska. Od dawna zdaje mi się, że jedynym demokratycznym reżymem w teatrze jest absolutyzm oświecony; jeszcze jedna to różnica między sceną a życiem. Szczerze wyznaję też, że w teatrze nie mam nic przeciw kultowi jednostki, byle utalentowanej i szanującej widza. Jak sobie więc radzi kierownictwo Teatru Dramatycznego, jest tymczasem z
Tytuł oryginalny
Rosołek z babci
Źródło:
Materiał nadesłany
Świat nr 19