Zapowiadało się interesująco. Przedstawienie grane specjalnie dla młodzieży, po nim spotkanie z reżyserem i aktorami. Możliwość podyskutowania. I sama sztuka, "kąsek" dość trudnej prozy (a w zasadzie esej, rozprawa o...), nieadaptowany do tej pory na użytek teatru. A wreszcie sam reżyser, "nadzieja" polskiego teatru, już teraz stawiany na równi m.in. z Lupą, oryginał unikający wywiadów, bawiący na zagranicznych festiwalach teatralnych. "Doktor Faustus" książka "zbójecka", niespełniony sen reżysera, dzieło, które zmusza do refleksji, potrafi zmienić światopogląd, odkrywa ciemną stronę natury człowieka. "Doktor Faustus" T. Manna to nie "Doktor Faustus" G. Jarzyny. Kurtyna idzie w górę. Cisza i ciemność zostają nagle rozproszone przez snopy światła, oświetlające nagich kochanków i podniecone komentarze ("oni są nadzy", "ale ma małego fallusa"). Światło gaśnie na chwilę, napięcie rośnie, głos narratora, światło gaśnie i kole
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Dolnośląska" nr 241