Nie widziałam wszystkich przedstawień Jerzego Jarockiego, więc "Miłość na Krymie" mogę porównywać jedynie z tymi z ostatniej dekady. Najbliższa wydaje się "Grzebaniu" (oczywiste skojarzenie z postacią Witkacego granego przez Jana Frycza, który, podobnie jak Zachedrynski, przygląda się upadkowi własnego świata) i Szewcom (gdzie diagnoza XX-wiecznej historii postawiona była dużo ostrzej). Miłość na Krymie jest spektaklem pięknym i szlachetnym w stylu, ale uwodzenie urodą scenicznych obrazów i aktorskiej klasy nieoczekiwanie prowadzi do oskarżenia - nie tylko tego, jakie wygłasza Iwan Zachedrynski pod adresem Rosji (w dodanym przez reżysera wierszu Wsiewołoda Niekrasowa). Jego rozmowa z Rosją, której każe się tłumaczyć za Stalina, Lenina i Iwana Groźnego, jest w istocie dobijaniem się o sens historii, wiecznego eksperymentu, nieustannie zmieniającego się w krwawą i absurdalną praktykę. Ale też o znaczenie zadawania takich pytań i formułowania o
Tytuł oryginalny
Rosja czyli świat
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia Gazeta Teatralna nr 2