"Manru" Ignacego Jana Paderewskiego w reż. Marka Weissa, koprodukcja Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie i Teatru Wielkiego w Poznaniu. Pisze Filip Lech w tygodniku Wprost.
Paderewski mówił, że "Manru" to pierwsza opera poświęcona problemowi rasy - nietolerancja i akty przemocy w stosunku do społeczności rom-skiej to problem nadal aktualny. Reżyser zmienił jednak Romów w hipisów, a czemu np. nie w hinduskich dostawców jedzenia na skuterach? Libretto z jednej strony ciekawi swoją niejednoznacznością, brakiem moralizatorstwa; z drugiej jest zupełnie nieprzekonujące psychologicznie. Na minus: chaos choreograficzny, brak pomysłu na brzmienie orkiestry. Jednak warto zobaczyć "Manru" choćby dla wagnerowsko-moniuszkowskiej muzyki, czasami naiwnej (chociaż nawiązania do wyobrażonego cygańskiego folkloru zapadają w pamięć) i dobrych głosów. Główną bohaterkę zaśpiewała Ewa Tracz - w porównaniu do jej roli w "Carmen" Andrzeja Chyry widać i słychać duży postęp. Manru zagrał Peter Berger, słowacki tenor - drobne błędy w wymowie potę -gowały wrażenie obcości, które powinna wywoływać ta postać. 15 grudnia 2018 r. odb�