"Benvolio i Rozalina" w reż. Redbada Klynstry w TR Warszawa. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
Współcześni młodzi ludzie są cool - chłodni i wyluzowani. Żyją i kochają w chilloutowym, piknikowym rytmie. Znajomości nawiązuje się na imprezach przy winie, trawce i transowych tańcach, rozwija też jakby od niechcenia, niezobowiązująco. Tak przynajmniej wynika z wyreżyserowanej w warszawskich Rozmaitościach przez Redbada Klynstrę wersji "Romea i Julii". Rozgrywana na wielkiej tace sztuka nosi tytuł "Benwolio i Rozalina" [na zdjęciu scena z przedstawienia], ponieważ historię zakazanej miłości oglądamy oczami tej właśnie, ledwie przez Szekspira zarysowanej pary bohaterów. (Benvolio to ten z paczki Romea, który - jako jedyny - przeżył, Rozalina zaś to pierwsza miłość Romea). Po trzydziestu latach od tragicznych wydarzeń wciąż nie mogą zrozumieć, co doprowadziło do tragedii, której byli biernymi obserwatorami. Mimo licznych błędów dramaturgicznych (kompletnie nieprzekonywająca jest np. w świetle tej interpretacji scena śmierci kochanków) p