Dobrze się czuje w miastach poniemieckich. Kiedy po raz pierwszy trafił do Wrocławia, od razu poczuł się jak w domu. Warszawski chaos architektoniczny sprawił, że miał chaos w sobie. Z Andrzejem Bartnikowskim, reżyserem teatralnym, o sztuce, prekariacie, "dziadach", warmińskiej tożsamości rozmawia Ewa Mazgal w Gazecie Olsztyńskiej.
W olsztyńskim teatrze odbyła się niedawno premiera " Opowieści Lasku Wiedeńskiego" Oedoena von Horoat-ha w pana reżyserii. Widziałam tę sztukę dawno temu, ale dopiero teraz poczułam, jak bardzo sprawy, o których opowiada, są aktualne. My, tak jak jej bohaterowie, wiemy, co to znaczy być bez pieniędzy, nie mieć na dom, dziecko... Przepraszam, ale czy jest pan socjalistą? - Nie, nie jestem socjalistą. To dlaczego zajął się pan takim tematem i wybrał akurat ten dramat? - Spotkanie ze sztuką jest jak spotkanie z człowiekiem. Czasem nadchodzi taki moment, że między mną i sztuką, tak jak między mną a człowiekiem, coś zaskakuje. Pewnie też coś mi bliskiego jest w Horvacie, autorze "Opowieści...". Na pewno to, że był obdarzony ogromną empatią i był świetnym obserwatorem. Wiemy, że pracował, robiąc masę notatek. Zapisywał rozmowy zasłyszane w kawiarniach i opowieści znajomych. Swoje postaci budował z prawdziwych wydarzeń, choć oczywiście p