"Kieł" wg Jorgosa Lantimosa w reż. Bartosza Żurowskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Maciej Stroiński w Przekroju.
Bartosz Żurowski już nie jest najważniejszym w kraju reżyserem przed debiutem, bo zadebiutował. Na razie robi jak wszyscy: cudze, z kina wzięte. Scenariusz o trąconej rodzince, która będąc z Grecji, od razu ma jakiś kompleks Edypa albo "Oresteję" na chacie, prawie się pozabijają. Dolega im przewlekłe niewychodzenie z domu, siedzą i się kiszą na tym "portrecie rodzinnym we wnętrzu". W roli mamy i taty państwo Bielińscy, małżeństwo w realu. Pan Mirosław to aktor, jak to się mówi, przekochany, więc gdy gra demona, mamy oczy jak pięć złotych. Naprawdę się bałem. Na próbach było dużo jogi, i to czuć ze sceny, to całe zaplecze, ten teatr "do wewnątrz", którego nie psują tzw. zabawki, czyli multimedia. Patorodzina "nie wierzy w internet" i technologia jest im do zbawienia koniecznie potrzebna. Spektakl wciąga, niekoniecznie w przyjemnym znaczeniu. Ma szansę okazać się "opozycyjny", skoro obrabia nędzę heteroseksualizmu - że może nie wszyscy