"Zbrodnia z premedytacją" Gombrowicza, nabierając scenicznego kształtu, ciąży ku grotesce serialowych "Bundych", absurdowi "Twin Peaks" i kultowemu nadwiślańskiemu krypto-campowi Moniki Ross z "Klanu".
Co by się stało, gdyby nasza percepcja rzeczywistości i nasze na nią reakcje były identyczne z tymi, które znamy z seriali i sitcomów? Przesadny gest, egzaltacja, stopklatki podkreślające ładunek emocjonalny sytuacji, a przede wszystkim zawiła intryga napędzana przez miłość, nienawiść i zdradę, nie tyle stałyby się intruzami w naszym świecie, co ujawniłyby toksyczność społecznych relacji. Rodzina jako idealizowana jednostka społeczna jest źle dobranym kostiumem, który uwiera i uwypukla to, co chciałoby się zamaskować. W inspirowanym opowiadaniem Gombrowicza spektaklu Eweliny Marciniak tytułową zbrodnią nie jest zatem śmierć Henryka K./ojca, ale poziom wypieranych z rodzinnego biotopu toksyn. Z rozpisanego przez Gombrowicza układu współrzędnych twórcy "Zbrodni" wydestylowali szkielet fabularny oraz niepozorne sugestie, które po zaokrągleniu do pełnowymiarowych komunikatów teatralnych nadają nowy kierunek lekturze. Michał Buszewicz traktuj