Miał to być spektakl komediowy, a wypadł jakoś smutno. Pisał Antoni Słonimski "Rodzinę" w roku 1933, a my przecież znamy ciągi dalsze. I może dlatego ta satyra polityczna na orientacje i przesądy wszystkich polskich stanów pobrzmiewa dziś humorem z podręcznika historii literatury. Także to, co Słonimskiego niepokoiło najbardziej - dochodzące już z całych Niemiec, złowrogie pomruki faszyzmu - w lustrze komedii jawi się szczególnie archaicznie. Niemniej trzeba podziwiać przenikliwość jednego z czołowych felietonistów międzywojnia właśnie za diagnozę polityczną, na jaką w owych latach potrafiło zdobyć się niewielu pisarzy. Zwłaszcza w charakterystyce mentalności jednostki zainfekowanej propagandą hitlerowską, jak i w ocenie kręgów społecznych, na których bazował faszyzm, autor "Rodziny" okazał się prawdziwym realistą. Ale był także z temperamentu wielkim kpiarzem i mistrzem felietonowej formy satyry, dlatego jego sztuki sceniczne bliższe
Tytuł oryginalny
Rodzina
Źródło:
Materiał nadesłany
Ekran nr 51