Edward Dziewoński, niezmiennie ożywiony i poszukujący artysta teatru, dokonał dwóch odkryć. Po pierwsze - odnalazł cenny tekst, który właściwie nie był ukryty, ale że pod latarnią jest zwykle najciemniej, więc trzeba było dziesiątków lat, by nań trafić. Po drugie - reanimując historię szlagońskiej rodziny Lekcickich, znalazł także jej potomka z pierwszej linii, którego na dobitkę zatrudnił w owej reanimacji. Mam na myśli Mariana Lekcickiego, scenografa, który stworzył dowcipną i nietuzinkową dekorację, wspomagając reżysera i przedstawienie w budowaniu klimatu życzliwej ironii dla świata już odeszłego, a przecież tak mimo wszystko obecnego w resentymentach starszego pokolenia. "Rodzina", komedia napisana przez Antoniego Słonimskiego na początku lat trzydziestych, miała podobno jedną z lepszych kas w dwudziestoleciu międzywojennym. Ma ona dobry dialog, przekorny dowcip, z którego słynął autor, a przed laty miała jeszcze aktualne odniesi
Tytuł oryginalny
Rodzina
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 68