- Dostrzegam w Hamlecie kabotyństwo, egoizm, brak odpowiedzialności - wady współcześnie bardzo silne - mówi Jan Klata, dyrektor Starego Teatru w Krakowie, reżyser "Hamleta", przed sobotnią premierą w Schauspielhaus Bochum.
Rz: Polsko-niemiecki artysta Peter Lachmann mówił mi, że Niemcy mieli po wojnie z "Hamletem" problem. Trudno było im się upominać o pamięć dla ojców, którzy zginęli pod Stalingradem. Jak to wygląda teraz? Jan Klata: Moje historyczne brzemię jest inne: w teatrze w Bochum w 1977 r. powstała legendarna inscenizacja Petera Zadeka, w której tytułową postać zagrał Urlich Wildgruber. Zadek wyciągnął go z trzeciego aktorskiego rzędu, a gdy przestrzegano go, że ten aktor gra zawsze co innego niż wszyscy i nikt go nie rozumie, reżyser odpowiedział: "I to jest właśnie Hamlet". Wildgruber skończył też jak Hamlet -samobójstwem. Wykopał sobie dziurę w piasku na plaży i dał się zalać morzu. Jak to jest mierzyć się z legendą? - To był pomysł dyrektora Webera, który wcześniej zaproponował mi "Amerykę" i "Zbójców". Widział też moją inscenizację "Hamleta" ze Stoczni Gdańskiej na DVD. Broniłem się, że nie znam niemieckich realiów, ale w koń