Krzysztof Grzelczyk (były wojewoda dolnośląski z PiS) obnażył na swoim blogu brak narodowego wyrobienia dyrektorki Opery Wrocławskiej Ewy Michnik, która w Święto Niepodległości postanowiła pokazać "Kniazia Igora" Aleksandra Borodina. Jak to możliwe, że w polskim Wrocławiu czci się 11 listopada opowieścią o średniowiecznych bojach Rusinów z Połowcami? - pisze Beata Maciejewska Gazecie Wyborzej - Wrocław.
Autor piętnuje na razie tylko Ewę Michnik, sugerując, że za jej degrengoladę odpowiada redaktor naczelny wrocławskiego oddziału "Gazety Wyborczej". Wmówił przecież wrocławianom, że przyzwoici ludzie manifestują tylko 9 listopada, więc szefowa Opery poczuła się zwolniona z obowiązku manifestowania uczuć narodowych 11 listopada i sięgnięcia po dorobek polskich twórców. W efekcie mamy na świąteczny obiad pasztet z Rusinów. Grzelczyk nie stworzył jeszcze kanonu dzieł do wykorzystania 11 listopada i to trzeba szybko naprawić. Bo nie bardzo wiadomo, co Michnik powinna zamiast Rusinów i Połowców pokazać. Czy "Faust", "Diabły z Loudun", "Król Roger" lub "Margier" - choć są polskimi operami - jeszcze większego spustoszenia nie zrobią w naszych uczuciach patriotycznych? Być może trzeba rozpisać konkurs, bo przecież z jednym "Strasznym Dworem" długo nie pociągniemy. Problem nie ogranicza się tylko do Ewy Michnik. W dniu święta narodowego teat