EN

26.04.2024, 16:03 Wersja do druku

Róbta, co chceta

„Cosi fan tutte” Wolfganga Amadeusza Mozarta w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.

fot. Natalia Kabanow

Spośród różnych inscenizacji opery Mozarta „Cosi fan tutte", które obejrzałam, w pamięci mam bardzo piękny spektakl wystawiony 20 lat temu w Warszawskiej Operze Kameralnej. Rzecz nie do powtórzenia, albowiem twórcy tego doskonałego przedstawienia, czyli reżyser Ryszard Peryt i scenograf Andrzej Sadowski już nie żyją. Nie żyje też Stefan Sutkowski, twórca i wieloletni dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej, który wystawił to dzieło Mozarta. A Warszawska Opera Kameralna dawno zmieniła swój program. Ponadto śpiewacy występujący wówczas w „Cosi fan tutte" są w innym teatrze, głównie w Polskiej Operze Królewskiej.

Wspominam tamto przedstawienie, ponieważ należy ono do wzorcowych pod każdym względem. Zarówno jeśli chodzi o kształt inscenizacyjny, myśl, ideę, wyraźnie zaakcentowane przesłanie, jak i doskonałe wykonanie przez muzyków i wybitnych solistów. Ponadto, co ważne zwłaszcza dzisiaj, w dobie uwspółcześniania oper przedstawienie Ryszarda Peryta było utrzymane w konwencji przybliżającej odbiorcy ducha teatru osiemnastowiecznego, czyli teatru, dla którego Mozart tworzył. Można powiedzieć, że w pewnym sensie teatru mozartowskiego. Warto przypomnieć, iż to właśnie Ryszard Peryt zrealizował wszystkie dzieła sceniczne kompozytora na scenie Warszawskiej Opery Kameralnej i były one prezentowane co roku latem w ramach słynnego i niezwykle cenionego przez melomanów Festiwalu Mozartowskiego. Pamiętam tę międzynarodową, wysmakowaną publiczność zasiadającą na widowni, przybywającą do Polski specjalnie na tenże festiwal. Jakież to byty wspaniałe przeżycia artystyczne, na wspomnienie łza się w oku kręci. Tym bardziej kiedy obejrzy się najnowszą inscenizację tejże opery Mozarta w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej.

„Cosi fan tutte" (w tłumaczeniu „Tak czynią wszystkie") należy do gatunku zwanego opera buffa, czyli opera komiczna. W oryginalnym libretcie autorstwa Lorenza Da Ponty akcja toczy się w osiemnastowiecznym Neapolu. Dwie siostry, Fiordiligi (Aleksandra Orłowska) i Dorabella (Zuzanna Nalewajek), są zakochane w swoich narzeczonych i nie wyobrażają sobie, że mogłyby ich zdradzić. Podobne przekonanie żywią zakochani w pannach narzeczem, Guglielmo (Hubert Zapiór) i Ferrando (Pav!o Tolstoy). Ale inne zdanie na temat wierności panien ma przyjaciel obu młodzieńców, filozof Don Alfonso (Artur Janda), twierdząc, że „tak czynią wszystkie". Zakłada się z przyjaciółmi, że nie mają racji, i wymyśla chytry podstęp dla sprawdzenia owej wierności. Obaj narzeczem niby wyruszają na wojnę. Wkrótce jednak w przebraniu Albańczyków pojawiają się u panien i udając zakochanych - każdy do narzeczonej drugiego - oświadczają się. Panny początkowo opierają się, w końcu jednak zgadzają się na poślubienie rzekomych Albańczyków. W owej intrydze pomaga im wtajemniczona w sprawę pokojówka Despina (Anna Malesza-Kutny). W finale wszystko się wyjaśnia, panowie odrzucają przebranie i mimo początkowych pretensji następuje pogodzenie się młodych, rzecz kończy się happy endem. Zabawne libretto, niepozbawione jednak głębszej myśli, w połączeniu z piękną muzyką sprawia, że dzieło Mozarta należy do najwyżej stawianych utworów w gatunku opera buffa, której głównym zadaniem jest rozrywka, oczywiście na odpowiednim poziomie artystycznym. Tak jest w oryginale.

Natomiast „Cosi fan tutte" wyreżyserowane przez Wojciecha Farugę w Operze Narodowej w Warszawie to spektakl, najkrócej mówiąc, obsceniczny. Czas akcji przeniesiony z osiemnastego wieku w przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Zamiast Albańczyków jak w oryginale, są tutaj hippisi, z charakterystyczną dla tej rewolucji obyczajowej rozwiązłością, narkotykami i co kto zechce. Deprawacja totalna, rodzaj płci nie stanowi różnicy. Można by powiedzieć: „róbta, co chceta". Toteż pewnie nie należałoby się już niczemu dziwić, nawet temu, że jednemu z narzeczonych opadają spodnie. I to bardzo. Obrzydliwy widok. Bezsens w przestrzeni wizualnej nie pomaga spektaklowi.

Opera komiczna nie oznacza, że skoro jest „na śmiesznie", to reżyser może robić z dziełem, co tylko zechce, nie zważając ani na literę libretta, ani na partyturę, co powinno przecież jedno z drugim harmonijnie współgrać ze sobą. Dobrze, że chociaż ocalała muzyka Mozarta, która pod batutą dyrygenta Yaroslava Shemeta doskonale wybrzmiewa zarówno w wykonaniu solistów, jak i Chóru oraz Orkiestry Opery Narodowej. Na szczęście reżyser nie wtargnął w tę wysoką i wrażliwą przestrzeń ze swoimi pomysłami uwspółcześniania Mozarta. Oczywiście żart, choć nie byłabym taka pewna, czy tzw. ambitni reżyserzy nie będą próbować i w tej przestrzeni majstrować, „ruszając z posad bryłę świata", wszak lewicowa ideologia zagarnia dziś właściwie wszystkie dziedziny naszego życia. Pewnie dlatego w spektaklach coraz częściej przywołują postaci hippisowskie. A wydawałoby się, że to zamierzchłe czasy. 

***

„Cosi fan tutte" opera Wolfganga Amadeusza Mozarta, libretto Lorenzo Da Ponte, dyrygent Yaroslav Shemet, reż. Wojciech Faruga, scenog., kost. Katarzyna Borkowska, Teatr Wielki - Opera Narodowa, Warszawa.

Tytuł oryginalny

Róbta, co chceta

Źródło:

„Nasz Dziennik” nr 98

Autor:

Temida Stankiewicz-Podhorecka

Data publikacji oryginału:

27.04.2024