„Wyzwolenie” Stanisława Wyspiańskiego w reż. Piotra Tomaszuka, w Teatrze Wierszalin. Pisze Kamila Łapicka, członkini Komisji Artystycznej IX Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.
Wyzwolenie obejrzałam „Między wierszami” w lipcowym Supraślu. Na festiwalu zorganizowanym według zamysłu kuratorskiego Rafała Gąsowskiego spędziłam dwa dni – pierwszemu patronował Jerzy Nowosielski, drugiemu Stanisław Wyspiański.
Spotkanie z Nowosielskim było poruszające, choć było to zetknięcie nie tyle z jego twórczością, co z osobowością zatrzymaną w kadrach filmów dokumentalnych i widoczną w inspiracji, jakiej dostarczył Michałowi Zdunikowi – autorowi i reżyserowi sztuki Głosy ciemności, zaprezentowanej w Muzeum Ikon.
Z prac Nowosielskiego, specjalizującego się w malarstwie ikony, emanuje duchowość. Podobna wrażliwość plastyczna cechuje spektakle Teatru Wierszalin. Przejawia się w sposobie kształtowania przestrzeni i budowania scenicznych obrazów, a na nich figur protagonistów, zagęszczonych grup gromady, parabolicznych symboli. W Wyzwoleniu, do którego scenografię skomponował Mateusz Kasprzak, szczególnie zachwyciły mnie maski. Nie Maski-postacie, pisane wielką literą i odgrywane przez aktorów, tylko maski-rekwizyty, twarze „odciśnięte” na kawałkach materiału, z którymi dialoguje Konrad. Przy czym „dialog” też domaga się wyjaśnienia. Bohater rozwiesza maski na sznurze, a potem ukrywa za nimi twarz i przemawia ich głosami. Zastosowanie takich środków wyrazu pozwala wydobyć cały ładunek humoru i metateatralności ukryty w tekście Wyspiańskiego oraz niemałą część talentu Rafała Gąsowskiego, którego odkrywać nie trzeba. Sposób przedstawienia masek kojarzy się z pewną znaną chustą, a skojarzenie to potęguje rozmowa na tematy fundamentalne. Jest wśród nich wszechmiłość i nienawiść, walczące Słowo, nieśmiertelność. Ta ostatnia przynależy Sztuce, z którą powiązany jest imperatyw czynu: „Musimy coś zrobić, co by od nas zależało, zważywszy, że dzieje się tak dużo, co nie zależy od nikogo”.
Gdyby ten cytat przyłożyć jak matrycę do wyborów repertuarowych Piotra Tomaszuka, kierującego Teatrem Wierszalin, można dostrzec konsekwentny zamysł inscenizowania klasycznych arcydzieł napisanych w XIX i na początku XX wieku: Mickiewicz, Krasiński, Wyspiański. Wzbogacają go interdyscyplinarne projekty, takie jak widowisko Tańczyć Konrada czy Festiwal „Między wierszami”, w których do poezji dramatycznej dołączają muzyka, taniec, malarstwo i rzeźba. Celem jest próba odnalezienia drogi do wyobraźni publiczności XXI wieku, nie tylko polskiej. Wystarczy wspomnieć objazd Mickiewiczowski Wierszalina na Litwie, czy nadchodzącą wyprawę do Japonii.
Słowo wypowiedziane ze sceny, a więc zabarwione głosem aktora i zinterpretowane wnikliwie, przynosi odbiorcy doznania niedostępne w cichej lekturze. Tekst Stanisława Wyspiańskiego i spektakl Piotra Tomaszuka stanowią dwie pełnoprawne całości, z których druga nie stanowi dla pierwszej jedynie scenicznej ilustracji, lecz polifoniczny komentarz (przy zachowaniu integralności dramatu). Kształtuje go w dużej mierze muzyka i rytm. Uważny widz dostrzeże za półprzezroczystą zasłoną z boku sceny dwie postacie, które wytwarzają dźwięki patrząc na aktorów. To Adrian Jakuć-Łukaszewicz i Piotr Tomaszuk, akompaniujący narodzinom każdego słowa.
Zaprojektowana przez Wyspiańskiego formuła „teatru w teatrze” ma w Wierszalinie dodatkowy wymiar, wynikający ze stałej obecności romantyków w repertuarze zespołu. Kto ma w pamięci Dziady – noc pierwszą, Dziady – noc drugą i spektakl Tańczyć Konrada, a w nich Rafała Gąsowskiego jako (Gustawa) Konrada w tonacji serio, ten najpełniej będzie mógł (d)ocenić tonację buffo obecną w Wyzwoleniu. Zapowiada ją już choćby samo wyjście – dosłowne – z ram obrazu, aby z pozycji wolności przyjrzeć się ponownie sobie, Polsce i sztuce. Nie brak w tym spojrzeniu autoironii, a nawet parodii. Ten, kto wypowiadał wcześniej słowa Wielkiej Improwizacji, teraz improwizuje naprawdę. Śledzimy bieg jego myśli, gdy w natchnieniu zapisuje kolejne dialogi powstającego w czasie rzeczywistym utworu. Co jakiś czas jego pracę zakłóca ekscentryczny i hałaśliwy Chór. Tworzą go: Magdalena Dąbrowska, Monika Kwiatkowska, Dariusz Matys i Mateusz Stasiulewicz. Zaplecione głosy Muzy, Harfiarki, Karmazyna i Hołysza pozornie brzmią jak kakofonia, ale tak naprawdę zgrywają się ze sobą perfekcyjnie – wszystkie nuty są słyszalne, zrozumiałe i celne. Aktorzy mają muzykę osadzoną w ciele, emocje widoczne na ekspresyjnych twarzach, a także indywidualny sposób poruszania się. Dlatego postacie, którym dają życie zachowują swoje unikatowe rysy. Potrafią skupić uwagę widza, niezależnie od ilości wypowiadanego tekstu oraz od tego, czy kostium odkrywa nieco ich ciała, czy zasłania nawet oczy.
Trzeba jeszcze wspomnieć o plakacie do spektaklu stworzonym przez Magdalenę Rybij, inspirowanym zapewne zdjęciowymi portretami Witkacego. Ukazuje on Konrada w lustrzanym odbiciu. Każdy może odczytać ten obraz na swój sposób, albo po prostu smakować pomysł artystki, która od jakiegoś czasu dokumentuje działalność Teatru Wierszalin na swoich fotografiach. Pierwsze skojarzenie ciąży ku Konradowi wywiedzionemu z Mickiewicza i Wyspiańskiego, ale kadr równie dobrze może oznaczać rozdarcie wewnętrzne bohatera mocującego się ze sztuką i z Polską, albo grę wcieleń Rafała Gąsowskiego – Konrada wielokrotnego.
Mimo, że w niepodległym kraju pytanie o wyzwoliny kształtuje się inaczej niż na początku wieku XX, kiedy powstało Wyzwolenie, naszym grzechem pozostaje wzywanie imienia Polski nadaremno w sporach na każdym szczeblu. Jest marzeniem idealisty, aby sztuka i piękno mogły pełnić w realnym życiu funkcję rozjemcy, ale na pewno warto wciąż sięgać do klasyki, żeby próbować odnaleźć siebie w narodzie, a naród – w całej swojej różnorodności – w sobie.
Stanisław Wyspiański, Wyzwolenie, reż. Piotr Tomaszuk, Teatr Wierszalin w Supraślu, prem. 7 lipca 2023.