Gdyby nobliście mógł się przyśnić koszmar, wyglądałby pewnie tak jak "Dozorca" na scenie Teatru Narodowego przy Wierzbowej. W jednej z najsłynniejszych sztuk teatru absurdu tytułową rolę tajemniczego włóczęgi gra Janusz Gajos. Wejście ma mocne. Jego Davies pojawia się niczym duch: nagle. Jeszcze nie pogasły światła na widowni, a już rozmawia gderliwym głosem z Astonem (Oskar Hamerski), który uratował go podczas knajpianej rozróby i zaprosił do remontowanego domu. Wchodząc na scenę, aktorzy wpadają w pułapkę zastawioną przez autorkę dekoracji Annę Tomczyńską. Jej scenografia jest przegadana i dosłowna. Tomczyńską wykupiła chyba całą starzyznę w Warszawie. Kameralną przestrzeń z dwoma łóżkami obstawiła stertami popsutych magnetofonów, radioodbiorników, odkurzaczy. Jakby tego było mało, dodała fragment dziurawego sufitu i wiadro na cieknącą z niego wodę. Nawet pomiędzy reflektorami upchnęła wiszące krzesł
Tytuł oryginalny
Reżyser potrzebuje dozorcy
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 44