- Zawsze wolałam stać za kamerą. Być może dlatego, że fizycznie pracowałam wcześniej z Tomkiem Bazanem, podczas rezydencji nie interesowało mnie to. Ciekawsza była obserwacja tego, jak każdy z rezydentów pracuje ze swym ciałem, dokumentacja, zapis tych procesów - z Patrycją Płanik, która dokumentowała trzyletni projekt Rezydencji artystycznych w ramach lubelskiego Maat Festivalu, rozmawia Marta Seredyńska.
Przed nami ostatni finał Maat Festivalu, który przez trzy ostatnie lata posiadał formułę rezydencyjną. Jak oceniasz ten czas? - Traktuję go przede wszystkim jako trzyletnią podróż, nie oddzielam poszczególnych edycji. To był trzyletni cykl, któremu podporządkowałam całe swoje życie. Cała moja twórcza energia została ukierunkowana w stronę ciała, tańca, perfromansu. Teatr dramatyczny kompletnie przestał mnie interesować. Znalazłam zupełnie inne priorytety, zjawiska, które wcześniej mnie poruszały, straciły moc i siłę. Przestałam wierzyć w sztuki wizualne, które są w pewien sposób autonomiczne, a zaczęłam myśleć o sztuce kolektywnie - co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło. W jaki sposób taniec pojawił się w Twoim życiu? - Był to przypadek. Spotkałam się w pewnym momencie życia z Tomkiem Bazanem, zaczęliśmy wspólnie pracować, potem się zaprzyjaźniliśmy. Zaczęliśmy żyć swoimi ideami, inspirując siebie nawzajem. Tome