Ktoś mądry powiedział, że gdy w pierwszym akcie pojawi się na scenie strzelba, to pod koniec akcji na pewno wystrzeli. Tymczasem w komedii Aleksandra Fredry rewolwer zjawia się dosyć wcześnie, ale nigdy z niego nie padnie strzał, ponieważ zostaje zdemaskowany jako poczciwa gilotynka do obcinania cygar. A jednak byłbym skłonny twierdzić, że w tym telewizyjnym spektaklu rozległ się wcale potężny wybuch, który rozsadził wątłe ramy tej farsy i przydał jej blasku - wybuch wielkiego aktorskiego uniesienia, wielkiego aktorskiego artyzmu. W poniedziałkowym teatrze TV pokazano nam 9 maja sztukę Aleksandra Fredry "Rewolwer", która należy do pośledniejszych, by nie rzec bardzo poślednich utworów tego znakomitego pisarza. Nie cieszyła się ona nigdy zbytnim zainteresowaniem ludzi sceny i rzadko kiedy trafiała przed publiczność. Jak nas poinformowano w słowie wstępnym, była to dopiero siódma realizacja tej komedii od chwili jej powstania. A zatem reżyserzy i
Tytuł oryginalny
Rewolwer Świderskiego
Źródło:
Materiał nadesłany
Poglądy, nr 11