- Marzy mi się sytuacja, żeby stworzyć grono ludzi, którzy będą pisać rodzaj scenariuszy dla teatru. System, że jest sztuka i trzeba ją wystawić, stał się anachroniczny - mówi Grzegorz Jarzyna, dyrektor TR Warszawa w rozmowie z Marylą Zielińską w Didaskaliach.
- Przypominam sobie rozmowę w tym gabinecie na początku Pańskiej dyrekcji. Bardzo krytycznie wypowiadał się Pan o życiu teatralnym w Polsce. Wynikało z tej wypowiedzi, że wszystko powinno ulec zmianie: od zarządzania instytucją, po artystyczne efekty pracy, dobierał się Pan nawet do czasopism teatralnych, jakości druków teatralnych. W ósmym sezonie dyrektorowania można powiedzieć, że Pana strategia bardziej jednak przypomina ewolucję niż rewolucję. Okopał się Pan w Teatrze Rozmaitości, a ferment sam się roznosi. Dlaczego zrezygnował Pan z rewolucji i zajął się sobą? - Tak naprawdę to moment, w którym będę mógł zająć się sobą, dopiero chyba nadejdzie. Może rewolucji rzeczywiście nie było, ale za młodu trzeba się nakręcić, by energia wirowała. Myślałem, że zmiany nastąpią szybciej. Przez cztery pierwsze lata dyrekcji drażniło mnie, że najdrobniejszy ruch zabiera tyle czasu. Teraz rzeczy dzieją się prędzej, ale mogłyby przecież