- Nasza ucieczka od Witkacego łączyła się przede wszystkim z tym, że wydawało nam się, że w polskim teatrze Witkacego nazbyt się udziwnia, zbytnio poddaje się formie językowej jego tekstów - rozmowa z Piotrem Siekluckim, reżyserem, i Tomaszem Kireńczukiem, dramaturgiem "Pożegnanie jesieni" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym.
Tatiana Drzycimska: Czy Witkacy jest dla Was klasykiem, czy autorem współczesnym? Piotr Sieklucki: Myślę, że nasz spektakl jest pewnego rodzaju eksperymentem, próbą przepisania tego klasycznego Witkacego na język współczesny, na współczesne środki, użyte w tym spektaklu. Zderzamy ekstremalne emocje, właściwe współczesnemu teatrowi, agresję - z ironią, sarkazmem, drwiną... I z wyciszeniem. Muzyka, jaką wprowadziliśmy do spektaklu, też się niekiedy "gryzie" z całą resztą. Tomasz Kireńczuk: W pracy nad "Pożegnaniem jesieni" najważniejsze było dla nas odpowiedzenie sobie na pytanie co może dzisiaj łączyć nas z bohaterami Witkacego, z którymi dzieli nas zarówno kontekst historyczny, społeczny i ideologiczny. Pracując nad adaptacją od początku uznaliśmy za oczywiste, że w momencie, w którym odrzucimy tło historyczne Pożegnania jesieni, wiszącą nad głowami bohaterów powieści rewolucję bolszewicką - zostanie nam coś absolutnie podstawowe