Dla wszystkich, którzy pamiętają niedawne realizacje w Teatrze Śląskim, to co się tam teraz dzieje jest równoznaczne niemal z rewolucją. Po bezkompromisowych "Beztlenowcach", na katowickiej scenie można teraz oglądać kultowe "Trainspotting". I chwała za to kierownictwu tej szacownej placówki. Bo pomimo pewnych niedostatków, "Trainspotting" ma szansę stać się scenicznym przebojem. A co więcej - przyciągnąć do teatru osoby, które raczej nie pojawiłyby się tam na premierze dramatu Czechowa. Ratyński, odrzucając filmową wizję Boyle'a, stanął przed wielką szansą przekonania widza do swojej wersji tekstu Welsha. I częściowo tę szansę wykorzystał. Dlaczego częściowo? Ja też długo zastanawiałam się, co mi w tym spektaklu "nie stroi". Bo niby wszystko jest w porządku. Scenografia Pawła Dobrzyckiego zachwyca. Aktorstwo jest bardziej niż poprawne, a drobne potknięcia można zrzucić na premierową tremę. Trudno kłócić się też z Ratyńskim, kt�
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Wyborcza - Katowice" nr 9