Wertyński. Legenda, nastrój, wspomnienia - dla młodych, ogłuszonych heavy-metalem to już prawie egzotyka. Nie zachował się do naszych czasów żaden zapis filmowy ani postaci Pierrota, jaką Wertyński przybierał u progu swej kabaretowej kariery, ani wytwornego aktora we fraku, jakim był potem - nigdy bowiem nikomu nie przyszło do głowy, aby go zatrzymać dla potomnych na celuloidowej taśmie.
Pozostała legenda, zapisane wspomnienia i piosenki właśnie - rosyjskie pieśni i cygańskie ballady. Niegdyś popularne, śpiewane w kabaretach i muzykujących domach, czasem przez studentów na wieczornych spotkaniach (czy je dzisiaj jeszcze śpiewają?), utrwalone na starych płytach, coraz bardziej jednak szły w cień zapomnienia. Okudżawa i Wysocki, którzy z niego wyrośli, jak gdyby wypełnili ten krąg potrzeb balladowych tęsknot i wzruszeń. Nie dał się jednak Wertyński zapomnieć zupełnie. Na szczęście są ludzie, którzy pielęgnują wspomnienia o nim, zachowali płyty z nagraniami i pamiątki z dawnych lat. Do nich należy niewątpliwie Rudolf Gołębiowski - niestrudzony zbieracz dokumentów kabaretowych. Także Jonasz Kofta, który zadał sobie trud poetyckiego spolszczenia utworów Wertyńskiego. I Witold Filler, który oddal Wertyńskiemu całą swoją scenę na cały wieczór, czym zresztą udowodnił raz jeszcze, iż ma niezłą intuicję. Widowisko o egzo