Zapraszając na Śląsk zespół Opery Lwowskiej zachowaliśmy się właściwie identycznie, jak pół roku temu ukraińscy gospodarze goszczący bytomskich artystów. Za puste fotele we Lwowie na "Maksymilianie Kolbem" "zrewanżowaliśmy się" szkolną dziatwą i brakiem na widowni szerszej reprezentacji przedstawicieli środowisk kulturalnych.
A wszystko wynika z bardzo prostej przyczyny wywodzącej się jeszcze z poprzedniego systemu. Takowe przedsięwzięcia artystyczne finansują nie prywatni mecenasi, ale państwo, a więc praktycznie nikt, w związku z czym można nie przykładać większego znaczenia do reklamy. Skądinąd Ukraińcy mają jakby większe powody do usprawiedliwienia. Gdy Opera Śląska gościła w kwietniu we Lwowie miasto żyło manifestacjami na rzecz niepodległości Ukrainy i zwrotu prawosławnych cerkwi ich dawnym grekokatolickim właścicielom. Czy już ucichło? Trudno z polskiej perspektywy odpowiedzieć z całkowitą pewnością. W każdym razie górujący nad miastem święty Jur ponownie przejął funkcję katedry unickiej, a bezpośrednio przed przyjazdem lwowiaków do Bytomia sprzed gmachu tamtejszej Opery zaprojektowanej przez Zygmunta Gor-golewskiego i ukończonej w 1900 roku został usunięty pomnik Lenina, "zdobiący" teatralny pejzaż w powojennych latach. Bytomiaków z