"Umarli ze Spoon River" w reż. Jolanty Ptaszyńskiej w Teatrze TV. Pisze Iga Nyc w tygodniku Wprost.
"Umarli ze Spoon River" to portret podwójny. Opowieść o nieżyjących mieszkańcach fikcyjnego miasteczka i zarazem rocznicowy hołd dla ofiar katastrofy w katowickiej hali targowej. Przypominają o tym niewidzialne gołębie krążące nad miastem i szukające właścicieli, którzy zginęli pod gruzami. Dedykacja równie szczytna, co niepotrzebna. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że to żerowanie na emocjach widza. Widowisko Jolanty Ptaszyńskiej jest adaptacją wierszy Edgara Lee Mastersa [na zdjęciu]. Leżący na miejskim cmentarzu zmarli wygłaszają krótkie, luźno powiązane monologi. Opowiadają swoje historie i wynikające z nich przesłania. I choć wszystkich życie złamało, to przekonują, że żyć jednak warto. Narrator w pierwszym zdaniu ostrzega, że nie ma ucieczki od ślepego losu, ale w ostatnim znajduje antidotum - należy patrzeć przez szkiełka, w których "każda rzecz świata jak zabawka". I w ten oto sposób ponury spektakl zyskuje coś w rodzaju