Od 20 lat daje się zauważyć w teatrze polskim zainteresowanie prozą Brunona Schulza. Było już wiele prób przenoszenia jej na scenę, począwszy od zespołów amatorskich, studenckich w latach sześćdziesiątych po teatry akademickie czy awangardowe w czasie nam bliższym. Efekty tych zainteresowań były na ogół raczej mizerne. Proza Schulza poddaje się opornie wszelkim obróbkom teatralnym, nawet wtedy, kiedy biorą ją na swój warsztat doświadczeni reżyserzy, wybitni artyści. Przy każdej adaptacji ta proza coś istotnego traci. Traci przede wszystkim to, co wiąże się z jej walorem poetyckim. Wtrącona w struktury dialogowe i zwarte ciągi fabularne natychmiast martwieje, a pozbawiona tych wiązań rozsypuje się na impresyjne obrazki lub szkice do nich. Rudolf Zioło, adaptator i reżyser Schulza w Starym Teatrze z dwu możliwych konwencji inscenizacyjnych - o których przekonywająco w Programie do przedstawienia pisze Jerzy Jarzębski - wybrał teatr
Tytuł oryginalny
Republika marzeń
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 46