Agnieszka Glińska wymyśliła nowy gatunek sceniczny, który można by nazwać reportażem teatralnym
Glińska należy dzisiaj do czołówki młodych reżyserów polskich. Nie idzie jednak w kierunku teatru autorskiego Krystiana Lupy jak jej koledzy z krakowskiej szkoły teatralnej, ale podąża własną drogą. Wystawia realistyczne teksty, skupiając się na drobiazgowej analizie rzeczywistości przedstawionej w dramacie. Jako reżyser odpowiada na pięć podstawowych pytań, które zadaje sobie dziennikarz. Po pierwsze: kto? po drugie: gdzie? po trzecie: kiedy? po czwarte: co? po piąte: dlaczego? Takim reportażem z życia rosyjskiej prowincji byli "Barbarzyńcy" Maksyma Gorkiego, poprzednia premiera Glińskiej we Współczesnym. Jej najnowsze przedstawienie oparte jest na sztuce, "Imię" norweskiego autora Jona Fossego, który jest spadkobiercą realistycznych tendencji w dramacie. Akcja również rozgrywa się na prowincji, rozumianej nie tylko geograficznie, ale także emocjonalnie. "Imię" to historia rozpadu rodziny, ale nie w duchu nowego brutalizmu. Tutaj rozpad postępuje