Przed wejściem, dość rzadko dziś spotykany w profesjonalnych teatrach, widok czekających na bilet. Foyer w wystroju marmurowych płyt i strojnych lampionów. Wyżej, pierwszy akcent scenograficzny: wzdłuż balustrady ze szlachetnego kamienia drabina. Na szczeblach podwieszone stare, zniszczone buty. Między biegami schodów inna drabina. Tu buty zwrócone czubkami w dół, do wyjścia. Potem dwa piętra w górę do hali. Przypomina targowisko lub obiekt sportowy ubogiego klubu prowincjonalnego. W progu zastawka w kształcie dziurki od klucza. O identycznym wykroju jak tekturowe popiersie tarcz strzelniczych stanowiących powielany element scenograficzny wnętrza. Jeszcze tylko kupa starych butów do przebycia, i oto jesteśmy w przybytku sztuki, a właściwie w malarni Teatru Studio w Warszawie, przemienionej na czas inscenizacji w wielki śmietnik, rekwizytornię okrucieństwa i przeciwieństw cywilizacji. Podłożem gnijącego wysypiska brudów współczesności jest pokaźna
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 8