Na scenie im. Słowackiego w Krakowei stają misski, biznesmeni, orkiestry dęte; najrzadziej gości tu Melpomena
W upalny wieczór do krakowskiego Teatru Miniatura wchodziło się z prawdziwą rozkoszą. Półmrok, chłód, klimatyzacja, słowem, pełna cywilizacja. Przyjemność kończy się szybko, gdyż zaczyna się przedstawienie. W półcieniu majaczy podest, z boku bar, metalowe schody i drabinki przeciwpożarowe. Wszystko bardzo amerykańskie. Rzecz dzieje się bowiem w Nowym Jorku i jest opowieścią o dziwnej, zwariowanej dziewczynie, dziecinnej i seksownej zarazem, fascynującej i tajemniczej. Dziewczyna nazywa się Holly Golightly i kochają się w niej wszyscy, od początkującego pisarza po paru obleśnych staruchów. Kiedy reflektor wydobywa z mroku postać naszej bohaterki, wiemy, że popełniono bolesną pomyłkę. Hanna Bieluszko jest być może dobrą aktorką, ale warunki na Holly ma wyjątkowo wprost niefortunne. I, przepraszam, wiek także niestosowny. A dzieje się to w teatrze, w którym tabuny młodych, całkiem urodziwych aktorek starzeją się w bufecie zamiast na