PRZEDSTAWIENIE "Króla Edypa" jest chaotyczne. Ludwik Rene nie zdecydował się na wyraźny styl: oscyluje pomiędzy Teatrem Polskim a Skuszanką skłaniając się raczej ku tradycyjnym wzorom inscenizacji antycznych tragedii, z czym nie harmonizuje (delikatnie mówiąc) język przekładu Stanisława Dygata - potoczny, odpoetyczniony, naszpikowany współczesnymi wyrażeniami i - nie wolny od potknięć składniowych. Brak zresztą w tym przekładzie konsekwentnej zasady. W prozaicznym, konwersacyjnym tekście stosuje Dygat raz po raz archaiczny rytm frazy biblijnej, nie stroniąc od patosu w partiach chórowych. Zdaję sobie sprawę, jak trudnym zadaniem jest praca nad arcydziełem Sofoklesa. Mamy jednakże kilka budzących zaufanie i szacunek tłumaczeń "Króla Edypa", które wyszły spod pióra wytrawnych znawców antyku. Posłużenie się tymi tekstami byłoby chyba roztropniejszą decyzją. Czy koniecznie każdemu wznowieniu klasycznego utworu w Teatrze Dramatycznym musi towarzys
Tytuł oryginalny
Rekwizyty nieszczęścia
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 131