"Rigoletto" w reż. Michała Znanieckiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Olgierd Pisarenko w Ruchu Muzycznym.
Ze starego dowcipu: czy jest u was jakieś życie nocne? Jest, ale akurat ją zęby bolą." Jeśli w Polsce jeszcze istnieje jakieś życie operowe, to Wrocław wydaje się dziś jedynym miejscem, gdzie zęby nie bolą". Oto kolejne wydarzenie, zapewne nie tak spektakularne jak słynne już nie tylko w kraju superprodukcje", ale artystycznie równie wartościowe: Rigoletto w inscenizacji Michała Znanieckiego. Pierwszym zaskoczeniem jest obramowanie sceny fantazyjną winietą (jej dolna część, zaokrąglona drewniana konstrukcja, pozostaje na scenie przez całe przedstawienie) - czy miałby to być sposób zaznaczenia dziewiętnastowiecznej konwencji dzieła? Dwa z trzech aktów rozgrywają się na półkoliście ograniczonej przestrzeni, nakrytej plafonem a scenografia jest raczej ascetyczna, w czym należy się ponoć doszukiwać nawiązań do szekspirowskiego teatru The Globe": w pierwszej scenie za całą dekorację służą rozmieszczone na ścianach owego scenicznego półkola