Nie jestem miłośniczką teatru. Do przybytku Melpomeny chadzam z rzadka i bywa, że jest to wymuszone pośrednio (randka, karnet) lub bezpośrednio (wyjście służbowe). Tak było zresztą i tym razem. W dodatku wieczór zapowiadał się źle. Akcja dramatu Mykoły Kulisza rozgrywa się na Ukrainie, w Charkowie, w okresie NEP-u. Nie jest to zapewne wiadomość kusząca potencjalnego widza, dostatecznie znużonego wypełniającą jego świadomość współczesną szarą, trudną rzeczywistością. Czy warto szukać jej dopełnienia i to dobrowolnie w sztuce "historycznego niepokoju"? Na to pytanie, które z pewnością pojawić się w pierwszym odruchu może, nie ma odpowiedzi wprost. Bo pytanie niewiele ma wspólnego ze stanem faktycznym. Lecz aby się o tym przekonać, trzeba po prostu... iść do teatru i sztukę obejrzeć. Ta zachęta po powyższym wstępie może się wydać nieco szokująca i paradoksalna. Jest jednak niczym innym, jak wynikiem szczerej i spontanicz
Tytuł oryginalny
Reformatora zobaczyć warto
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Małopolska nr 7