"Szkoła żon" w reż. Jacques'a Lasalle'a w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Robert Mróz w Teatrakcjach.
Przenosząc na deski teatrów klasyczne, znane wszystkim dzieła, reżyserzy mają - w pewnym uproszczeniu - dwie alternatywy. Mogą albo postarać się o zupełnie nowe odczytanie tekstu, próbując odświeżyć starą formułę nowymi rozwiązaniami formalnymi i fabularnymi, albo postąpić jak reżyser Szkoły żon, Jacques Lasalle: niewolniczo trzymać się litery oryginału. Zachowawcze podejście jest zresztą znakiem rozpoznawczym Teatru Polskiego - inscenizacje takie jak Żeglarz czy Wujaszek Wania doskonale nadawały się dla wycieczek szkolnych czy dla widzów nieznających tekstu. Wierność oryginałowi niewątpliwie pełni istotną rolę edukacyjną, w międzyczasie powodując niestety cierpienie tej części widowni, która liczyła na świeże, zaskakujące odczytanie jej ulubionego, znanego na pamięć dramatu. Choroba ta dosięgła również Szkołę żon - patetyczną, uginającą się pod ciężarem sztywnego gorsetu archaicznej konwencji adaptację jednej z najzn