Niedawne, setne już przedstawienie "Szewców" Witkacego stało się dla mnie okazją do przypomnienia sobie tego spektaklu. Myślę, że dobrze się stało, iż został on wznowiony na deskach Teatru Polskiego, ponoć na "życzenie publiczności", ale mnie się wydaje, że wrocławscy widzowie więcej mają tu do zawdzięczenia Francuzom. Tym niemniej odkurzona premiera okazała się lepsza od najświeższych. Jak zwykle przy takich okazjach (nieczęsto się zdarza, aby przedstawienie dożywało tak sędziwego wieku) było trochę szumu i pompy. Słusznie, bowiem spektakl nie stracił nic ze swych walorów. Myśl Witkacego, interpretacja Bunscha oraz otaczająca nas rzeczywistość sprawiają, że ta synteza dziejów lub paszkwil na rewolucję jest wciąż aktualna. Dobra reżyseria, a nade wszystko świeżość gry aktorów, zwłaszcza trójki tytułowej (Lesień, Matysik, Melski) "książęco zbereźnej" Danuty Balickiej i dawno nie oglądanego Erwina Nowiaszaka sprawiły, że nową
Źródło:
Materiał nadesłany
"Słowo Polskie" nr 258