Zło jest często przedstawiane przez artystów z racji swej atrakcyjności. Pozornej atrakcyjności - twierdzę już teraz, po obejrzeniu wyjątkowo mało pociągającej "Markizy de Sade" w Starym Teatrze. Mówiąc to, wcale nie mam na myśli powabnej i utalentowanej odtwórczyni roli tytułowej, ale wyjątkowo ciężką inscenizację Tadeusza Bradeckiego. Tekst słynnego - także za sprawą faszyzujących poglądów i samobójczej śmierci - japońskiego ekscentryka, Yukio Mishimy, nie jest odpychający. To rozpisana na odbyte w ciągu kilkunastu lat trzy spotkania opowieść o nieobecnym na scenie markizie de Sade. Uczestniczkami spotkań są wyłącznie kobiety: próbująca wyciągnąć go z więzienia tytułowa bohaterka - żona Renee (Ewa Kaim), jej młodsza siostra Anna (Małgorzata Gałkowska) i ich matka - Madame de Montreuil (Anna Dymna), a także cnotliwa Baronowa de Simiane (Magda Jarosz) i "wyzwolona" Hrabina de Saint-Fond (Iwona Budner). Szósta kobieta
Tytuł oryginalny
Referat na deskach
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta w Krakowie nr 41