Spektakl trwał niemal półtorej godziny i w założeniu reżysera miał obśmiać trwające cztery lata wyjaśnianie przyczyn katastrofy smoleńskiej. W rzeczywistości powstał paszkwil, którego twórcy nie potrafili uszanować nawet pamięci ofiar - o spektaklu "Spisek smoleński" w reż. Grzegorza Raczaka pisze Grzegorz Broński w Gazecie Polskiej Codziennie.
"Spisek smoleński" to tytuł sztuki w reżyserii Lecha Raczaka, który mógł zrealizować to odrażające widowisko, bo dostał od miasta Poznania kilkaset tysięcy złotych. Premiera odbyła się w środowy wieczór. Byliśmy na niej - to trwający półtorej godziny zbiór kłamstw, ohydnego szyderstwa z ofiar, prostackiego wykorzystywania emocji związanych z katastrofą smoleńską. Żenujące przedstawienie z udziałem klakierów. Przedstawienie odbyło się w "Scenie pod Minogą". To nazwa na wyrost. Chodzi bowiem o dość obskurną salę w knajpie popularnej wśród poznańskich studentów. Nasz reporter pojawił się pół godziny przed początkiem spektaklu. Na dole młodzi pili piwo i czekali na transmisję meczu Ligi Mistrzów. Na piętrze dziennikarze powoli zajmowali miejsca na "widowni". Towarzystwo doskonale się znające - powitania, całuski, żarciki. Lech Raczak przechadzał się między stolikami i prawie każdego gościa zaczepił jakimś słówkiem. Jedni bior�